Zimą zawsze mi zimno, zawsze marznę, noszę po kilka par skarpetek i najchętniej nie ściągałabym szalika po przyjściu do domu. I chociaż urodzona jestem w styczniu, w dodatku na samym początku, tak zima zdecydowanie nie jest moją ulubioną porą roku.
(Co nie przeszkadza mi w podziwianiu zimowych wschodów i zachodów słońca albo bajecznego szronu i mozaik na szybach)
Zimą szukam dań wręcz gorących z samej nazwy, rozgrzewających, aromatycznych, sycących. I wczoraj, pomimo koszmarnego przeziębienia, postanowiłam coś takiego ugotować. Chociażby po to, by wytępić z siebie te wszystkie wirusy, zarazki i inne zielone gnomy siedzące w nosie i płucach. Może się udało? Tak jakby lewa dziurka w nosie zrobiła się lżejsza 😉
Sam przepis pochodzi z książki Marty Dymek „Jadłonomia. Kuchnia roślinna – 100 przepisów nie tylko dla wegan” , ale znaleźć go można również na jej blogu.
Curry z kalafiorem i cynamonowym ryżem <- klik! do przepisu
Dlaczego akurat ten? Ano dlatego, że od jakiegoś czasu chodził za mną kalafior. Przy okazji bycia w sklepie nie mogłam się oprzeć, by go zabrać ze sobą do domu, w myślach już go piekłam w piekarniku w jakiejś obłędnej panierce ale zajrzałam do książki Marty i znów przepadłam.
Czy wyszło dobre? Zważywszy na warunki, w jakich go gotowałam (czyt. kompletnie zatkany nos, bolące gardło i ogólny stan wymultanego tofika), wyszedł podobno pyszny! A obawy miałam poważne, że nie mogąc poczuć całkowicie smaku tego co gotuję, przesolę całość i tyle z tego wyjdzie. Na szczęście, soli używamy tak mało i rzadko, że danie wyszło nawet odrobinę niedosolone ale tak to już jest, jak kucharz cierpi na zanik kubków smakowych i zapachowych na jakiś czas.
I co ważne! Danie to zawiera imbir! Dlaczego takie to ważne? Bo w okresie jesienno-zimowym, który niezaprzeczalnie teraz panuje za oknem, świeży imbir jest jedną z najpotężniejszych naturalnych broni w walce z infekcją. Imbir działa mocno przeciwzapalnie, przeciwbakteryjnie i nawet w niektórych przypadkach – antywirusowo. Wiele zależy jednak od tego czy użyjemy imbiru świeżego czy suszonego.
Danie przygotowuje się naprawdę szybko. Dla dziecięcia zrobiłam bez papryczek chilli, dałam zwykłą czerwoną paprykę i dałam mniejsze ilości przypraw. Na końcu i tak głównie wyjadało ryż, skubnęło trochę ziemniaka i kawałek kalafiora. I tyle z moich matczynych starań 😉